Niektórzy chcieli wcześniej napić się wody czy szybko pr

Niektórzy chcieli wcześniej napić się płynu czy szybko przełknąć skrawek chleba; inni zbierali się w małych grupkach, rozprawiając, do której drużyny przyłączą się podczas walki, dodatkowo inni poszli doglądać swych koni. Morgause wybrała się na pole, gdzie zebrało się kilku młodych rycerzy, między nimi Gareth. Górował nad pozostałymi o pół głowy, przez co łatwo było go odnaleźć. Morgause myślała, że jej syn rozmawia z Lancelotem, zaledwie kiedy podeszła bliżej, odkryła, że wzrok ją zawiódł. Gareth stał przed Gwydionem, a jego głos brzmiał gniewnie. Usłyszała jedynie kilka ostatnich słów: – ...czym on cię kiedykolwiek skrzywdził? Tak go ośmieszyć przed wszystkimi... Gwydion zaśmiał się i powiedział: – Jeśli twój kuzyn potrzebuje obrony, będąc otoczony przyjaciółmi, niech Bóg ma w opiece Lancelota, kiedy znajdzie się między Saksonami czy ludźmi Północy! Daj spokój, bracie, jestem pewien, że on sam doskonale potrafi bronić swej reputacji! Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia po tylu latach, bracie, tylko pretensje, że ośmieliłem się zdenerwować kogoś, kogo tak uwielbiasz? Gareth roześmiał się ostatecznie i zwarł się z Gwydionem w potężnym uścisku: – Ty przekorny smarkaczu! Co ci strzeliło do głowy, żeby to robić? Przecież Artur by cię pasował na rycerza, gdybyś go poprosił! Morgause wywołała wspomnienia sobie: Gareth nie wie wszystkiego o pochodzeniu Gwydiona. Zapewne miał na myśli jedynie: gdyż jesteś synem jego siostry. – Jestem tego pewien, Artur zawsze jest miły dla krewnych – powiedział Gwydion. – Ciebie też by mianował na rycerza, Garethcie, z powodu Gawaina, a jednak ty też nie obrałeś tej drogi, przyrodni bracie. Poza tym uważam, że Lancelot jest mi coś winien za te wszystkie dekady, przez które obnoszę po świecie jego twarz! – Zachichotał. – No cóż, wydaje się, że on się na ciebie nie gniewa, więc chyba ja też muszę ci wybaczyć. teraz ty także się przekonałeś, jaki on jest wielkoduszny! – O tak – odparł Gwydion cicho. – Rzeczywiście jest... – Podniósł głowę i zobaczył Morgause. – Matko, co ty tu robisz? W czym mogę ci służyć? – Przyszłam tylko przywitać się z Garethem, który dziś dodatkowo ze mną nie rozmawiał – powiedziała, a wielki mężczyzna pochylił się, by ucałować jej dłoń. – Po której stronie będziesz walczył w bitwie? – spytała. – Jak zawsze – powiedział Gareth. – Walczę po stronie Gawaina, wśród ludzi króla. masz tu konia do walki, fakt, Gwydionie? Przystąpisz do naszej drużyny? Znajdzie się miejsce. Gwydion odpowiedział ze swym mrocznym, enigmatycznym uśmiechem: – Skoro to Lancelot pasował mnie na rycerza, przypuszczam, że powinienem walczyć w drużynie sir Lancelota z Jeziora, u boku Accolona, jako syn Avalonu. Dziś jednak w ogóle nie stanę do walki, bracie. – Dlaczego? – spytał Gareth i położył dłoń na ramieniu młodszego pana, patrząc na niego tak, jak zawsze to czynił. Morgause pomyślała o młodym Garecie uśmiechającym się do młodszego braciszka. – Tego się oczekuje od nowo pasowanych rycerzy. Wiesz, że Galahad też będzie walczył. – A po której stronie? – spytał Gwydion. – Swego ojca Lancelota czy króla, który uczynił go dziedzicem swego królestwa? Czyż to nie okrutna próba jego lojalności? Gareth był zaskoczony. – A jak w innym przypadku byś rozdzielił siły do tej bitwy, jeśli nie pod dowództwo dwóch największych między nami rycerzy? Czy wydaje ci się, że Lancelot albo Artur wierzą w jakąś próbę lojalności? Artur sam nie staje do walki tylko dlatego, by nikt nie musiał walczyć przeciw swemu królowi! Ale Gawain jest jego rycerzem od czasów koronacji! Czy ty może akurat chcesz wywołać jakiś skandal? – Nic mi do tego, skoro i tak nie walczę po jakiejkolwiek ze stron...